Narrator
Harry wraz z Louisem wyszli na miasto się przejść. Była to przykrywka do pozbycia się Lou z domu, by pozostali przyjaciele byli w stanie przygotować dla niego przyjęcie niespodziankę. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że Hazza najlepiej wywiąże się z tego zadania i jak na razie szło mu dobrze.
- Więc o której mamy wrócić? - zapytał nagle Louis.
- Co masz przez to na myśli? - zdziwił się młodszy chłopak.
- Nie udawaj, że nie wiesz o co mi chodzi. Wszyscy wiemy, że szykujecie dla mnie przyjęcie urodzinowe.
- Skąd taki pomysł? - próbował nic nie zdradzić.
- A stąd, że 2 razy w ciągu 2 tygodni wyciągałeś mnie na spacer oraz często się naradzacie za moimi plecami plus zbliżają się moje urodziny. To raczej logiczne.
- Nic mi o tym nie wiadomo.
- Ta, jasne. A ja jestem królową Elżbietą – zakpił szatyn. - Wszyscy wiemy, że przede mną nie da się nic ukryć. Jestem spostrzegawczy.
- To jest nie fair! - warknął lokowany. - Nie mogę ci przyznać racji.
- Nikomu nie powiem i będę nawet udawał zaskoczonego – posła mu uśmiech.
- Okej. Masz rację – westchnął. - Ale więcej nie powiem.
- Zgaduję, że impreza będzie spokojna w gronie najbliższych przyjaciół oraz u nas w domu – Harry nie odpowiedział mu wiedząc, że nie może zdradzić żadnych szczegółów, w ogóle nie powinien był nic mówić. - Nie zamierzasz mi odpowiedzieć, nie?
Harry w odpowiedzi pokiwał głową, jednak starszy chłopak nie dawał za wygraną.
- Jestem przekonany, że Liam jest organizatorem. To do niego bardzo podobne.
- Niby dlaczego? - zainteresował się brunet. Po jego głowie latało tylko pytanie 'skąd on to wie?'.
- Po pierwsze do roli organizatora pasuje tylko Liam i Paula, ale Paula jest ostatnio w kiepskim humorze, więc ona odpada.
- A ja? Ja nie mógłbym tego zorganizować? - zapytał zaskoczony.
- Nie do końca. Zrobili z ciebie kozła ofiarnego. Gdybyś był organizatorem to byłbyś na miejscu by wszystkiego dopilnować – wyjaśnił jakby to była najbardziej oczywista odpowiedź. - Paula dodatkowo odpada, bo zamknęła się w sobie i wydaje się, że jest na wszystkich obrażona, a zwłaszcza na Li, a gdyby to była ona, musiałaby się z nim komunikować, a tego nie robi w ogóle... Tak więc to Payne.
Hazza znów postanowił nie odpowiadać. Nie może mu wszystkiego zdradzić, mimo iż sam się tego domyślił.
- Uznam twoje milczenie jako potwierdzenie.
- Dlaczego tak bardzo zależy ci by poznać szczegóły? Czemu nie chcesz mieć niespodzianki? To bez sensu.
- Lubię wszystko wiedzieć wcześniej. Nie lubię być zaskakiwany – stwierdził.
- Wiesz co? - zapytał, na co niższy chłopak kiwnął głową by kontynuował. - Jesteś idiotą i nigdy cię nie zrozumiem – westchnął.
- Nie musisz, kocie – objął go ramieniem. - Ale i tak do tego przywykniesz – poczochrał jego włosy i się zaśmiał.
- Będą mi wisieli sporą przysługę za to co dla nich robię. Nie dość, że muszę chodzić po mieście nie wiadomo ile, w tym zimnie, to jeszcze muszę to robić z tobą, a serio jest ostatnią osobą, z którą chciałbym tu marznąć.
- Dlatego powiedziałem, że zrobili z ciebie kozła ofiarnego. Ale nie martw się, miło spędzimy ten czas – posłał mu uśmiech. - Tak w ogóle, to ile jeszcze musimy być poza domem?
- Mają mi dać znać jak wszystko będzie gotowe. Możemy zmienić temat? W ogóle nie powinniśmy o tym gadać, a ty nie powinieneś nic wiedzieć.
- Okej – westchnął. - A będzie Eleonor?
- Koniec tematu! - warknął ostrzegawczo Harry. - Formalnie nie masz dziś urodzin, więc mogę ci z czystym sumieniem przywalić. Uważaj! Chyba nie chcesz iść na własne przyjęcie urodzinowe z poobijaną mordą, nie?
- Dobra, uspokój się. Już nie będę – odsunął się od niego Lou. - Jak tam z Martyną?
- Dobrze – uciął krótko.
- Jakieś problemy w raju?
- Nie, okej? Wszystko jest w porządku. Po prostu Martyna jest taka... taka trochę dziwna...
- Dlaczego tak mówisz? - zmarszczył brwi nie rozumiejąc.
- Nie wiem jak to wyjaśnić. Jest strasznie spięta, denerwuje się o wszystko, zamartwia...
- Może jest w ciąży? - rzucił żartobliwie, ale z lekką nutką niepokoju Louis. Dziecko to ostatnia rzecz, która jest im wszystkim potrzebna.
- Nie, nie jest – wywrócił oczami. - Ona się strasznie martwi o Paule. Zresztą nie tylko ona. Wszyscy to robimy. Tylko pytanie, dlaczego się martwimy, a nic nie usiłujemy zdziałać?
- Doskonale wiesz dlaczego – stwierdził. - Liam próbował coś zrobić i zmarnował szansę. Jeśli my też popełnimy błąd, możemy ją stracić na zawsze... Na razie pozostaje nam czekać. Jeśli stanie się coś naprawdę poważnego... nie pozostanie nam nic do stracenia.
- Jak możesz tak myśleć? Co jeśli będzie już za późno? Co jeśli już jest?
- Już sam nie wiem co o tym myśleć... Wiem tylko tyle, że trzeba ich pogodzić.
- Masz na myśli Liama i Paule?
- Nie, Świętego Mikołaja i Zająca Wielkanocnego, oczywiście, że Paule i Liama.
- Coś dzisiaj dużo ironizujesz...
- Dlatego, że zadajesz dziwne pytania.
- Jak chcesz to zrobić? - postanowił przejść do rzeczy Styles.
- Mam pewien pomysł... I będę potrzebował do niego pomocy, ale opowiem ci o nim później.
- Okej. Myślisz, że to zadziała? - zapytał niepewnie brunet.
- Mam taką nadzieję... - westchnął Tommo.
~*~
Przez następną godzinę spacerowali po mieście bez jakiegoś konkretnego celu. Zrobiło im się zimno, więc postanowili wstąpić do Starbucksa aby się ogrzać. Złożyli swoje zamówienia i zajęli miejsca przy stoliku w kącie pomieszczenia. Jako iż na dworze jest zimno, liczyli, że nie spotkają żadnych fanów i dużo się nie pomylili, bo spotkali ich niewielką ilość. Mogli więc swobodnie się poruszać. Kiedy kelnerka przyniosła im ich zamówienie, Harry dostał SMS-a, że już mogą wracać. Wzięli swoje gorące napoje i ruszyli w drogę powrotną do domu.
-
Pamiętaj, że masz być zaskoczony. Oni się starali – przypomniał
Louisowi, Harry.
- Spoko,
jestem dobrym aktorem – żachnął się.
Loczek
tylko pokręcił głową i więcej się już nie odezwał.
~*~
-
Wszystko już gotowe? - pyta Liam.
Jest
lekko podenerwowany, ale nie z powodu przyjęcia...- Tak, gotowe – westchnął Zayn.
- Gdzie jest Paula? - Payne spytał szeptem Martynę, która akurat obok niego przechodziła.
- Jest w kuchni. Nie martw się...
- Nie martwię się! Wiem, że wszystko się uda – oburzył się mając na myśli przyjęcie.
- Nie mam na myśli przyjęcia. Przejdzie jej – próbowała go przekonać.
- Nie jestem tego taki pewien – westchnął. - Dostałem od niej wiele szans zarówno na związek, jak i na przyjaźń, ale wszystkie zmarnowałem.
- Da ci kolejną szansę...
- Nie, nie da – przerwał jej. - Każda dana mi przez nią szansa, powoduje, że ona cierpi. Paula nie zniesie więcej bólu.
- Nie znasz jej – stwierdziła. - Ona daje ci szansę, bo liczy, że może wam się w końcu uda. Gdyby tak nie było, dałaby sobie z tym spokój. I wiesz co? Masz rację, ją to boli. Boli, ale nie to, że daje ci szansę, a to, że oboje ją marnujecie. Jest w stanie znieść ten ból, bo cię kocha i chce być znowu tobą.
- Skąd możesz to wiedzieć? - zapytał niepewnie brunet.
- A stąd, że z nią rozmawiam. Co prawda nie powiedziała mi tego tak wprost, ale to się da zauważyć. Oczywiście tym swoim popisowym numerem z wygadaniem wszystkiego Alexowi nawaliłeś, ale to nie oznacza koniec. Nie da się odkochać z dnia na dzień, zwłaszcza, że ciągle cię widzi.
- Więc co twoim zdaniem mam zrobić by to naprawić?
- Szczerze? Nic. Musisz dać jej czas na przemyślenia i gdy już to zrobi, powinieneś przedstawić jej motywy tego co zrobiłeś. A później znów czekać.
- Mam zwyczajnie czekać? Jak długo? Ile to może jej zająć?
- Tyle ile jej potrzeba. Może rok, a może kilka dni. Tego się nie da przewidzieć. Po prostu nie możesz na nią naciskać. To dla niej trudna sytuacja.
- Ja tego nie wytrzymam. Zrobiłem wszystko co w mojej mocy by ją odzyskać, a ona to wszystko niszczyła. Czemu to ja jestem temu winien? Ona myśli, że ja nie cierpię?
- Liam... - prosiła Martyna. Nie miała pojęcia, że ta rozmowa zmieni się w coś takiego.
- Nie. Ja też jestem zraniony, chociaż tego nie pokazuję. Mam swoją dumę i nie muszę błagać o litość innych, tak jak ona. Wiesz co? Niech sobie myśli i focha się na mnie tyle ile chce, ja mam to gdzieś. Robi mi tylko złudne nadzieje, których mam już dosyć. Jeśli jej zależy, to niech sama zawalczy – westchnął poirytowany i odszedł od zaszokowanej dziewczyny.
- Co to było? - zapytał Niall podchodząc do brunetki.
- Chyba wszystko zniszczyłam – westchnęła.
- A może to naprawiłaś? - zaproponował.
- Jak to?
- Oboje teraz wiedzą co czuje druga strona, nawet jeśli nie zdają sobie z tego sprawy.
- Mam już tego dość, wiesz? Ta ich ciągła walka.
- W ten sposób okazują sobie miłość. Zanim się zeszli, też się ciągle kłócili.
- Jak możemy im pomóc?
- Nie mam pojęcia... - westchnął i wyciągnął telefon, który poinformował go, że ma nową wiadomość. - To Harry, mówi, że są już blisko.
- To zaczynamy – Martyna wymusiła uśmiech i ruszyła do salonu by powiedzieć, że czas zacząć.
~*~
Kiedy
Louis wraz z Harrym wchodzą do domu, wszyscy wyskakują z salonu.
-
Niespodzianka! - krzyknęli. - Wszystkiego najlepszego.- Zupełnie się tego nie spodziewałem – udaje zaskoczonego, jubilat.
- Marny z ciebie aktor – westchnęła Paula. - My wiemy, że ty wiedziałeś – zaśmiała się. - Przewidzieliśmy to.
- Co? - zdziwił się szatyn.
- Proszę cię, Louis. Masz do czynienia z zawodowcem – żachnęła się. - Chcieliśmy byś myślał, że nas przejrzałeś. To taki prezencik urodzinowy – wyszczerzyła się.
- Jak to? - wciąż to do niego nie docierało.
- Myślisz, że gdybym ja była organizatorem głównym, zrobiłabym to tak do przewidzenia?
- No raczej nie. Kurczę, zniszczyłaś moją iluzję!
- Wiem o tym – uśmiechnęła się szeroko. - W zamian za to po tym co zostało tu przygotowane, przenosimy się do jakiegoś klubu, na prawdziwą imprezę, więc nie schlejcie się tu za bardzo. Ps. Jeśli planujecie grać w jakąś butelkę, czy tym podobne, ja odpadam.
- Jeśli o mnie chodzi, to przyznam, że trochę mi się znudziło – stwierdził szatyn. - Chociaż obiecałaś nam, że kiedyś się rozbierzesz – poruszył znacząco brwiami.
- Z tego co pamiętam, powiedziałam również żebyście na to raczej nie liczyli – pokręciła głową rozbawiona.
- Ale dodałaś słowo raczej oraz może – zauważył Zayn. - To oznacza, że mogłaś zmienić zdanie.
- Ale go nie zmieniłam – westchnęła. - Dlaczego to was tak interesuje? Macie dziewczyny.
- Bo jesteś laską – poruszył brwiami Louis.
- Poza tym czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal – zaśmiał się Niall.
- A ja to niby co? Ja tu jestem – obruszyła się Julka.
- Przepraszam kotku. To było z myślą o chłopakach – przyciągnął ją do swojego boku i objął w tali.
- Powiedzmy, że ci wierzę – westchnęła blondynka.
- Louis, miałeś coś zrobić – przypomniał koledze Harry.
- A tak! Martyna, chodź ze mną po jakiś alkohol. Trzeba oblać moje urodzinki – złapał dziewczynę za rękę i pociągnął w stronę kuchni.
- Okej? O co chodzi? - zapytała brunetka, kiedy już byli sami. - Alkohol jest w salonie...
- Nie chodzi o procenty. Mam dla ciebie misje... – wyjaśnił szatyn.
Wedle ustaleń z Louisem, Martyna, o ustalonej wcześniej godzinie, podeszła do Pauli.
- Hej kochana – posłała jej uśmiech brunetka.
- Hej – przywitała się. - Mogłabyś mi w czymś pomóc?
- Jasne, o co chodzi? - zgodziła się Paula.
- W pokoju gościnnym jest prezent dla Louisa od Eleanor. Mogłabyś go tu przynieść?
- Żaden problem, ale czemu ty tego nie zrobisz?
- Ponieważ... Nie będę ci kłamać – westchnęła. - Obiecałam Harremu, że z nim zatańczę. Zamówił dla nas piosenkę. Rozumiesz – posłała jej błagające spojrzenie.
- Okej – zaśmiała się. - Miłego gruchania gołąbki – pokręciła rozbawiona głową i ruszyła w stronę schodów.
~*~
Chwilę wcześniej...
- Ej, Liam – Louis zawołał Payne'a.
- Co tam? - odwrócił się do niego.
- Słuchaj, chciałem z tobą pogadać... - zawahał się szatyn.
- No problem. Mów o co chodzi – uśmiechnął się do niego brunet.
- W cztery oczy – zrobił zniesmaczoną minę. - Idź do pokoju gościnnego i tam na mnie poczekaj, za chwilę przyjdę, okej?
- Spoczko, tylko nie każ mi długo czekać – zaśmiał się i ruszył do odpowiedniego pokoju.
~*~
Paula weszła do pokoju i zaczęła się rozglądać za czymś co mogło być prezentem od Eleanor. Kiedy zwróciła wzrok na łóżko, przeżyła szok. Na meblu siedział Liam, który patrzył się na nią również zaskoczony.
- Co ty tu robisz? - zapytała Paula.
- Czekam na Louisa. Chciał ze mną pogadać, czy coś... A ty? - odpowiedział jej Li.
- Przyszłam po jakiś prezent dla Louisa, Martyna mi... - nagle urwała i wytrzeszczyła oczy.
- Co się stało? - zapytał zaalarmowany brunet i wstał z łóżka.
- Nie wierze – westchnęła. - Wrobili nas – jęknęła i gdy już zmierzała w stronę drzwi, zamknęły się one z hukiem. - Tylko nie to! - rzuciła i szybko do nich podeszła.
Nacisnęła na klamkę, ale drzwi były zamknięte.
- Zamknięte – Paula warknęła sama do siebie i zaczęła walić w drzwi. - Louis! Otwórz!
- Wypuścimy was stamtąd jak się już pogodzicie – usłyszeli zza drzwi głos chłopaka. - Skąd wiedziałaś, że to ja?
- To było logiczne – jęknęła. - Otwórz te drzwi.
- Nie! - odpowiedział zza drzwi Louis.
- Stary, nie wygłupiaj się i je otwórz! - wtrącił się Liam.
W końcu
udało mi się coś dodać. Przyznam, że trwało to tak długo,
ponieważ nie umiem pisać narracji trzecioosobowej. Nie mogłam tego
inaczej napisać, bo nie wiedziałam z czyjej perspektywy ma się to
odbywać, więc wybrałam wersję narratora.
Liczę,
że rozdział się wam spodobał i, że SKOMENTUJECIE. Nie jest to co
prawda najlepszy rozdział jaki napisałam, ale najgorszy chyba też
nie. Dodam też, że wasze komentarze niezwykle motywują mnie do
pisania, na które teraz mam coraz mniej czasu. Mimo to staram się
coś dodać rzadko, bo rzadko, ale przynajmniej nie zawiesiłam
bloga.
No więc
nie wiem kiedy pojawi się kolejny rozdział. Musicie cierpliwie
czekać.
Pozdrawiam
i całuje xx